Jak to się zaczęło …
Moja droga do Gruzji była długa. Nie, nie … nie zastanawiałem się czy mam tam pojechać albo kiedy, tylko 3600 km nie da się przejechać hop-siup. Jak już pisałem, miałem możliwości zawiezienia samochodu z Polski do Gruzji. Ośrodek Rehabilitacji Niepełnosprawnych potrzebował samochodu do przewożenia chorych na dzienną terapię zajęciową. Z uwagi na stan techniczny pojazdów poruszających się po gruzińskich drogach, Ojcowie Kamilianie postanowili kupić samochód w Polsce
i przywieźć go do Tbilisi. Wybór padł na model Opla Zafira i mnie, jako kierowcę.
Poszukiwania auta trwały w najlepsze. Wreszcie jest. Niedaleko. Jazda próbna
i Umowa. Życzeniem było, aby przygotować auto do użytkowania w Gruzji. Zaprzyjaźniony pan Józef w swoim warsztacie wymienia płyny i oleje, tarcze hamulcowe i … coś jeszcze.
Wreszcie nadchodzi dzień wyjazdu. Torba spakowana, auto zatankowane, dokumenty i waluty w kieszeni.
Jadę.
Droga na południe Europy wiedzie przez Słowację.
Jadąc przez ten kraj trudno nie zauważyć przy drogach grupek Ciemnolicych Obywateli. To Cyganie vel. Romowie. Potomkowie wędrowniczo – koczowniczych ludów, które opuściwszy Indie dotarły do Europy. Długie wieki przemieszczali się swoimi taborami sobie tylko znanymi drogami. Kobiety w kolorowych sukienkach
i spódnicach przypominających sari oraz mężczyźni w kapeluszach otoczeni licznym potomstwem. Były śpiewy w dziwnym języku, wróżenie, cynowanie garnków
i wędrówka. Ciemna strona medalu to żebractwo i kradzieże. Ale zaraz zaraz … To co my nazywamy „zaborem mienia”, dla wędrowniczej kultury zbieracko – łowieckiej było tylko zaspokojeniem bieżących potrzeb. Wszystko co napotkamy na swojej drodze i może nam się przydać … jest nasze. Jutro i tak nas tutaj nie będzie. Tak plotło się cygańskie życie do połowy XX w. Ktoś jednak postanowił to zmienić, zintegrować, osadzić w jednym miejscu i podporządkować obywatelskiemu porządkowi. I tak to Cyganie stali się Romami, Słowakami i Europejczykami. Jednakże, jak pisał Boy Żeleński: ” W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz
„. Integracja społeczności romskiej jest raczej porażką niż sukcesem.
Obie strony są winne. Z obu stron uprzedzenia.
Wzajemne obarczanie się winą.
Grodzenie płotami.
Alienacja.
Wątek osobisty teraz …
Byłem w Romskiej Osadzie w Sacurowie. W mieszkaniu podzielonym na pokoje zamieszkiwane przez kilkunastuosobowe rodziny. W zrujnowanych pomieszczeniach paliły się kociołki, a na nich garnki z czymś, co jest jedzeniem. W blaszanym garażu
z rozbiórki, nazwanym Pałacem Jozika, zamieszkanym przez niego, jego żonę, siedmioro dzieci, teściową i kilka innych osób. Widziałem dzieci bez butów oblepione muchami, piętnastoletnie matki ze swoimi dziećmi. I zapach, który do przyjemnych nie należy. Zaprowadził mnie tam Miro. Jako jeden z niewielu mieszkańców tej wioski utrzymywał dobre relacje słowacko – romskie.
Wątek osobisty drugi.
Moim znajomym jest Framtiszek. Słowak narodowości romskiej. Udało mu się, chciał, tak wyszło, że jest jednym z 5 % zintegrowanych Ciemnolicych Obywateli. Jak sam mówi, było ciężko. Jego mama chciała jednak, żeby było mu lepiej. Długa droga od izolacji do integracji. Kiedy idziemy w Polsce na spotkanie biznesowe, On zostaje w samochodzie. Pytam: „Dlaczego? – ” A wiesz, po co mają gadać, że z Cyganem przyjechaliście”. Namawiam, On odmawia.
Stereotypy.
Będzie ich wiele w mojej podróży. Prawie wszystkie obalone.
Jadąc lutową porą przez Sacurov, widząc grupki Ciemnolicych Obywateli ciągnących wózki z gałęziami, wiem jak im jest ciężko w ich Osadzie. Zimno i głodno. Z drugiej strony niechęć i uprzedzenia.
Wg prognoz demograficznych za 25 lat na Słowacji będzie więcej Obywateli Ciemnolicych niż Białolicych.
Marek Kuźniar