
Od dzieciństwa znamy zachęty wielkopostne do tego, żeby praktykować jedną z trzech duchowych wyzwań: jałmużnę. Dlaczego? Co za obowiązek i co niby ma z tego wynikać oprócz tego, że sam opróżnię część portfela, a ktoś tylko na tym zyska. Co gorsze jakby miało trafić na jakiego nieroba – o zgrozo!
Po takim wstępie powiem tak: nie ważne gdzie to trafi – to po pierwsze. Ważne że dałeś. Jak mawiał nasz Profesor od Starego testamentu w Seminarium, nieoceniony ks. Stanisław Potocki, „nie chwal się kleryku, że Cię nikt nie oszukał w życiu, bo to znaczy, że prawdopodobnie nie pomogłeś nikomu”. Mocne słowa, jak cała retoryka wykładowa Księdza Profesora. Mocna też dlatego, że to zapamiętałem. To powiedzenie wskazuje na jedną sprawę. Jeśli zależy Ci na wolności duchowej wobec swojego posiadania to daj i nie próbuj śledzić przebiegu wykorzystania swoich pieniędzy. Bo nie chodzi o to czy już zbawiłeś połowę świata czy tylko jedną trzecią, ale chodzi o to, że dałeś. Tylko chodzi o to. Chodzi o to, że jesteś twórcą dobra, które po pierwsze zaistniało w Tobie.
Tak dla humoru można powiedzieć to jak z wizytą z kolegami w jakiś miły meczowy wieczór w knajpie. Albo na dobrych sobotnich zakupach. Jakoś śledztwo wydatkowania gubi rachubę w dobie emocji zachwytu, albo puszczenia fantazji zakupowych. Gdyby stanąć z boku, logika bardzo podobna. Chociaż mogłem przesadzić według niektórych to śmiało, ja się nie obrażę, proszę zachować swoje zdanie.
Kiedyś oprowadzając jedną grupę po ziemi świętej zaproponowałem takie ćwiczenie. Skądinąd jestem ciekawy czy ktoś je zrobił w praktyce. Zaproponowałem przy temacie wolności, żeby spróbować kiedyś idąc ulicą i spotykając żebrzącego wytrzepać swój portfel z całej gotówki. A potem nie oglądając się przyśpieszyć kroku i zniknąć za rogiem. Następnie przystanąć i zobaczyć siebie, co myślę, co czuję, jak bardzo żałuję najpraktyczniejszej rzeczy tego świata czyli własnych pieniędzy, które dawały taką swobodę i bezpieczeństwo życia. Zobaczyć jaka będzie reakcja, zobaczyć siebie jak
w lustrze. Mi ubyło, ale komuś przybyło, czy bardziej czuję się sprawiedliwy czy bardziej tworze poematy żalu nad własnym dorobkiem?
Tak sobie fantazjuję i bardzo łatwo się pisze. Ale kto wie, może to stanie się jakąś inspiracją dla kogoś. Jakby komuś udało się coś takiego zrobić to mam prośbę, proszę w komentarzu podzieli się doświadczeniem, albo proszę zadzwonić do mnie, będziemy mieć o czym pogadać.
To właśnie jest cel jałmużny, tutaj najbardziej chodzi o nas dających. „Biednych zawsze macie u siebie” mówił Pan Jezus. Nie zbawimy świata, ale mocno można poczuć rzeczywisty smak jałmużny, ile kosztuje jej mocne spełnienie, ale można też doświadczyć, co takiego można sobie kupić za bezkompromisowe wytrzepanie portfela. Ile można zobaczyć „siebie w sobie”? Jaką ocenę można sobie wystawić stajać osobiście obok siebie. Wszelkie żale wtedy tylko do siebie, wszelkie złości będą najbardziej prywatne z możliwych, ale jeśli rozum nie przestanie działać to taki gest może stać się wielkim oddechem wolności. Idzie Wielki Tydzień zachęcam do mocnych eksperymentów na sobie. Wierzcie mi, jesteśmy warci tego… A tak w ogóle po ciuchu powiem, wiem co mówię… zachęcam.
Ks. Maciej Gierula