Bieszczady, czyli ProSperowa wycieczka

Autor wpisu

Jadzia

Data

wrz 19, 2020

Kategorie

Pewnie nie ma Polaka, który nie słyszałby o pięknych Bieszczadach. Pewnie też większość odwiedzała Solinę, żeby wypocząć trochę nad pięknym rozlewiskiem wody. Zapewne też wielu zdobywało szczyt Tarnicy – najwyższej góry bieszczadzkiej po polskiej stronie. A może wielu marzyło – jak to w popularnym powiedzeniu bywa – by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. W każdym razie te Bieszczady przewijają się czy to przez rozmowy, plany, wspomnienia czy nawet marzenia wielu. To cała magia tych gór, a mówiąc dokładniej – tej krainy, z którą związanych jest tyle legend i historii. Gdzie ścierały się różne środowiska w historii i ludzie różnych wyznań.

To tylko małe streszczenie regionu o bogatej treści. Ten treściwy magnes skutecznie przyciąga ludzi w tereny od Komańczy po Ustrzyki Górne. Dlatego nie mogło zabraknąć w nich i Fundacji Pro Spe z cała naszą fantastyczną familią wolontariuszy, darczyńców i przyjaciół, którzy na co dzień oddają wiele serca przez to, co robimy.

W sobotę, 19 września, zapakowanym po brzegi autokarem wyjechaliśmy z Rzeszowa, żeby wędrować do mało znanych i rzadko odwiedzanych Jeziorek Duszatyńskich. Wielu dziwiło się tej propozycji, co pokazuje, że to urokliwe miejsce nie jest znane. Ze śpiewem i dobrym humorem dojechaliśmy do Duszatyna – wioski dzisiaj zamieszkanej tylko przez kilka rodzin – żeby stamtąd wędrować pod Chryszczatę.  To szczyt na wysokości 997 m n.p.m., z którego kilkadziesiąt lat temu osunęła się ziemia. W wyniku tego powstały trzy jeziorka. Z jednego woda została spuszczona, bo hrabia Potocki chciał mieć ryby z tego miejsca. Do dzisiaj ostały się dwa niemałe oczka wodne, które prezentują się świetnie i są chlubą okolic Komańczy.

Wszyscy dali radę podczas wspólnego spaceru do jeziorek. Droga nie była dla trudna ani wymagająca, a półtorej godzinki w jedną stronę to czas przyswajalny dla każdego. Była to też ciekawa sposobność, żeby poznać się bliżej w naszej rodzinie fundacyjnej i albo nawiązać nowe znajomości, albo ugruntować już istniejące. Nie można pominąć faktu, że pogoda była wymarzona i – jak to wszyscy jednogłośnie stwierdzili – Nina z Fundacji swoją gorliwością wymodliła pogodę.

Po cudownym spacerku wysłuchaliśmy historii i opowieści wspominających pobyt kard. Stefana Wyszyńskiego w Komańczy podczas jego internowania. Piękny budynek, wzorowany na budynkach szwajcarskich, miał pierwotnie służyć leczeniu dróg oddechowych kuracjuszy przybywających ze swoimi dolegliwościami do Komańczy. Było tak do roku 1955, a dokładniej do 29 października, kiedy to przywieziono tam Prymasa i przytrzymywano go dokładnie rok. Musiał podreperować swój stan zdrowia po wcześniejszych pobytach w miejscach uwięzienia. Tak się stało, bo dyscyplina harmonogramu dnia i przebywanie na powietrzu w lasach Komańczy pomogło zdrowotnie Wyszyńskiemu. Do dzisiaj to miejsce nawiedza bardzo wielu ludzi w Polski.

Ostatnim punktem wspólnej wyprawy było pieczenie kiełbasy przy ośrodku rekolekcyjnym w Rzepedzi i śpiew przy akompaniamencie gitary. Znane polskie szlagiery z rytmów ludowych czy żołnierskich to najbardziej integrująca sprawa dla naszych rozśpiewanych gardeł. Nie brakowało i tutaj wysiłku, co zresztą można zobaczyć na zapisanej bezpośredniej relacji na Facebooku Fundacji Pro Spe.

Dziękuję wszystkim, którzy byli na wspólnym wyjeździe i dziękuję za wiele ciepłych głosów pokazujących, że wyjazd był bardzo udany. Mało tego – był bardzo potrzebny, żeby wspólnie w niemałej grupie wyjść z domu po długim czasie pandemii. Mam nadzieję, że skoro wszyscy docenili ten wyjazd i podobał się każdemu uczestnikowi, to jeszcze niejeden raz wybierzemy się wspólnie w nowe tereny, żeby jeszcze bardziej zacieśniać więzy przyjacielskie wokół Fundacji Pro Spe.

Ks. Maciej Gierula

Podobne posty

Historia dzieje się na Kalahari
Historia dzieje się na Kalahari

Drodzy, Szanowni, Kochani Przyjaciele misji świętych,  pozdrawiam Was serdecznie i szeroko się do Was uśmiecham ze środka dalekiej pustyni Kalahari. Pozdrawiam Was także od tutejszego Kościoła z Ncojane, małej i biednej wioski położonej wydawać by się mogło na końcu...