Pewnie nie ma Polaka, który nie słyszałby o pięknych Bieszczadach. Pewnie też większość odwiedzała Solinę, żeby wypocząć trochę nad pięknym rozlewiskiem wody. Zapewne też wielu zdobywało szczyt Tarnicy – najwyższej góry bieszczadzkiej po polskiej stronie. A może wielu marzyło – jak to w popularnym powiedzeniu bywa – by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. W każdym razie te Bieszczady przewijają się czy to przez rozmowy, plany, wspomnienia czy nawet marzenia wielu. To cała magia tych gór, a mówiąc dokładniej – tej krainy, z którą związanych jest tyle legend i historii. Gdzie ścierały się różne środowiska w historii i ludzie różnych wyznań.
To tylko małe streszczenie regionu o bogatej treści. Ten treściwy magnes skutecznie przyciąga ludzi w tereny od Komańczy po Ustrzyki Górne. Dlatego nie mogło zabraknąć w nich i Fundacji Pro Spe z cała naszą fantastyczną familią wolontariuszy, darczyńców i przyjaciół, którzy na co dzień oddają wiele serca przez to, co robimy.
W sobotę, 19 września, zapakowanym po brzegi autokarem wyjechaliśmy z Rzeszowa, żeby wędrować do mało znanych i rzadko odwiedzanych Jeziorek Duszatyńskich. Wielu dziwiło się tej propozycji, co pokazuje, że to urokliwe miejsce nie jest znane. Ze śpiewem i dobrym humorem dojechaliśmy do Duszatyna – wioski dzisiaj zamieszkanej tylko przez kilka rodzin – żeby stamtąd wędrować pod Chryszczatę. To szczyt na wysokości 997 m n.p.m., z którego kilkadziesiąt lat temu osunęła się ziemia. W wyniku tego powstały trzy jeziorka. Z jednego woda została spuszczona, bo hrabia Potocki chciał mieć ryby z tego miejsca. Do dzisiaj ostały się dwa niemałe oczka wodne, które prezentują się świetnie i są chlubą okolic Komańczy.
Wszyscy dali radę podczas wspólnego spaceru do jeziorek. Droga nie była dla trudna ani wymagająca, a półtorej godzinki w jedną stronę to czas przyswajalny dla każdego. Była to też ciekawa sposobność, żeby poznać się bliżej w naszej rodzinie fundacyjnej i albo nawiązać nowe znajomości, albo ugruntować już istniejące. Nie można pominąć faktu, że pogoda była wymarzona i – jak to wszyscy jednogłośnie stwierdzili – Nina z Fundacji swoją gorliwością wymodliła pogodę.
Po cudownym spacerku wysłuchaliśmy historii i opowieści wspominających pobyt kard. Stefana Wyszyńskiego w Komańczy podczas jego internowania. Piękny budynek, wzorowany na budynkach szwajcarskich, miał pierwotnie służyć leczeniu dróg oddechowych kuracjuszy przybywających ze swoimi dolegliwościami do Komańczy. Było tak do roku 1955, a dokładniej do 29 października, kiedy to przywieziono tam Prymasa i przytrzymywano go dokładnie rok. Musiał podreperować swój stan zdrowia po wcześniejszych pobytach w miejscach uwięzienia. Tak się stało, bo dyscyplina harmonogramu dnia i przebywanie na powietrzu w lasach Komańczy pomogło zdrowotnie Wyszyńskiemu. Do dzisiaj to miejsce nawiedza bardzo wielu ludzi w Polski.
Ostatnim punktem wspólnej wyprawy było pieczenie kiełbasy przy ośrodku rekolekcyjnym w Rzepedzi i śpiew przy akompaniamencie gitary. Znane polskie szlagiery z rytmów ludowych czy żołnierskich to najbardziej integrująca sprawa dla naszych rozśpiewanych gardeł. Nie brakowało i tutaj wysiłku, co zresztą można zobaczyć na zapisanej bezpośredniej relacji na Facebooku Fundacji Pro Spe.
Dziękuję wszystkim, którzy byli na wspólnym wyjeździe i dziękuję za wiele ciepłych głosów pokazujących, że wyjazd był bardzo udany. Mało tego – był bardzo potrzebny, żeby wspólnie w niemałej grupie wyjść z domu po długim czasie pandemii. Mam nadzieję, że skoro wszyscy docenili ten wyjazd i podobał się każdemu uczestnikowi, to jeszcze niejeden raz wybierzemy się wspólnie w nowe tereny, żeby jeszcze bardziej zacieśniać więzy przyjacielskie wokół Fundacji Pro Spe.
Ks. Maciej Gierula